Wonder Woman 1984 jest już dostępny na HBO Max, a dodatkowo pojawił się też w sieci. Jednak czy kolejna przygoda Wonder Woman należy do udanych? Jak wypada Wonder Woman 2020 na tle pierwszej części? Zobacz recenzję Wonder Woman 1984 bez spoilerów. Poniżej znajdziesz również recenzję ze spoilerami. Sprawdź czy warto oglądać Wonder Woman 1984.
Wonder Woman 1984 to na pewno jeden z największych hitów, który miał trafić do kin w tym roku. Potem premierę przesunięto ze względu na wirusa. Ostatecznie Warner Bros zdecydował, że dłużej nie będzie czekać i zrobił fanom na całym świecie niezłą niespodziankę. 26 grudnia film miał swoją premierę na HBO Max.

Oczywiście tego samego dnia pojawił się w sieci, na stronach z filmami (w formie torrentów) do pobrania. Tego dnia pojawiły się także polskie napisy do Wonder Woman 1984. Jednak czy kontynuacja pod dowództwem Patty Jenkins jest równie dobra, co pierwsza część Wonder Woman z 2017 roku?
Wonder Woman 1984 – recenzja bez spoilerów
Wonder Woman 1984 zaczyna się od sceny, w której możemy zobaczyć, jak Diana była waleczna za młodu.
Bardzo chciała zostać jedną z Amazonek, by w przyszłości chronić swoją krainę Themyscirę przed niebezpieczeństwem, które może nadejść niespodziewanie. Później mamy 1984 rok i Dianę Prince (Gal Gadot) pracującą w muzeum. W wyniku odkrycia nielegalnego handlu dziełami sztuki, FBI przysyła do jej muzeum dziwny artefakt do zbadania. Okazuje się, że jest nim przedmiot potrafiący spełniać jedno życzenie. Niestety wraz z nim przyjdzie zapłacić wysoką cenę.
Artefakt z pomocą niedoświadczonej laborantki Barbary Minervy (Kristen Wiig) trafia w ręce magnata telewizyjnego Lorda Maxa (Pedro Pascal). Ten wypowiada życzenie, które zapoczątkuje łańcuch kolejnych, nieprawdopodobnych zdarzeń, który będzie musiał zostać przerwany, zanim nadejdzie katastrofa. Jakby tego było mało Barbara również spełnia jedno życzenie za sprawą artefaktu. Chce być jak Diana. Życzenie się spełnia. Mało tego sama Diana kuszona artefaktem również spełnia swoje życzenie. W ten sposób do jej życia zza grobu wraca Steve Trevor (Chris Pine).
Tymczasem Lord Max chce zapanować nad światem, stając się najbardziej zasobnym w ropę naftową biznesmenem. Oczywiście, że trzeba go będzie powstrzymać. I tutaj do akcji wkracza Diana/Wonder Woman.
Wonder Woman 1984 – czy warto zobaczyć?
Wonder Woman 1984 został nakręcony z myślą o premierze na całym świecie w kinach sieci IMAX. Jednak do tego nie doszło, toteż otrzymujemy widowisko, które możemy obejrzeć na małym ekranie laptopa albo na ekranie telewizora w domowym zaciszu. Oczywiście w Wonder Woman 1984 akcji nie brakuje, tylko musimy na nią nieco czekać. Czasami można odnieść wrażenie, że wątek miłosny pomiędzy Wonder Woman, a Stevem jest dominujący. Na szczęście w porę wkracza czarny charakter, który może swoją ignorancją zniszczyć świat.
Znakomicie wypada pojedynek na drodze, gdzie po raz kolejny Wonder Woman ukazuje wręcz swoją boską moc. Bardzo dobrze ogląda się także sceny pojedynków, jednak czegoś tu brakuje. Jedynka przez cały czas trzymała nas w napięciu. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy na to, co się wydarzy. Tutaj jest inaczej. Długi wątek miłosny nieco niszczy historię science-fiction. Jednak warto dać mu szansę, bo to jedna z pierwszych długo oczekiwanych premier od DC Comics.
Wonder Woman 1984 od momentu premiery zarobił już ponad 38 milionów na świecie. Z pewnością będzie to jeden z największych hitów kinowych 2020 roku, które trafiły od razu na serwisy VOD, z pominięciem kin.
- Telewizory Samsung – zobacz aktualne ceny
- Telewizory Philips – zobacz aktualne ceny
Wonder Woman 1984 – recenzja ze spoilerami
Wonder Woman 1984 ma swój urok, ale brakuje jej akcji. A kiedy coś interesującego dzieje się na ekranie, trwa to zaledwie kilka chwili. Ale po kolei. Film zaczyna się od tego, że mała Diana chce bardzo wziąć udział w igrzyskach. Te może wygrać tylko najlepsza z najlepszych Amazonek. Dianie marzy się, by kiedyś być prawdziwą Amazonką. Jednak potem następuje przeskok czasowy i znajdujemy się w 1984 roku w USA. Nie do końca wiadomo, ile lat temu wydarzenia z Themisciry miały miejsce.
Diana za dnia łączy pracę w muzeum oraz jako Wonder Woman, strzegąc bezpieczeństwa mieszkańców. Podczas próby obrabowania jubilera w centrum handlowym, Diana musi się ujawnić, by schwytać przestępców. Okazuje się, że zaplecze sklepu pełne jest artefaktów, które zapewne był skradzione. Jeden z nich trafia do muzeum Diany i wtedy wszystko się zaczyna.
Jednak to spełnianie życzeń przypomina nieco Tenet, a przynajmniej może się kojarzyć z ostatnim hitem Christophera Nolana. Głównie chodzi o to, że za pomocą artefaktu jesteśmy w stanie zmienić teraźniejszość. Nagle nasze absurdalne nawet życzenia zyskują prawdziwą moc, dosłownie w kilka sekund. Trochę naciągane.
Dziwne jest też to, że skoro Diana potrafiła przywrócić do życia Steve’a, to dlaczego ten powraca w ciele jakiegoś przypadkowego faceta? Nie może być po prostu sobą? Po co ten zabieg “opętania” innej osoby. Wystarczyło go po prostu przywrócić do życia w swoim własnym ciele.
Cheetah, radar i pierwszy pojedynek
Co wyszło fajnie w Wonder Woman 1984? Z pewnością odwrócenie ról głównych bohaterów. W pierwszej części to Steve uczy Dianę o otaczającym świecie (np. pokazując jej zegarek). W “dwójce” jest na odwrót. To Diana uczy Steve’a.
Znakomicie też udało się wplątać do bandy czarnych charakterów Barbarę, jako Cheetah, z którą Wonder Woman będzie musiała stoczyć pojedynek. Fenomenalnie wyszło przeobrażenie Barbary z brzydkiego kaczątka w pewną siebie kobietę sukcesu.
Dziwne natomiast pozostaje to, że Diana uczy Steve’a czym jest radar. Akcja pierwszej części filmu działa się podczas II Wojny Światowej, a pierwsze radary są znane od 1904 roku. Do tego dochodzi nieograniczona (niemal?) moc Wonder Woman. W jednej chwili ledwo wychodzi z pojedynku ze swoją koleżanką Barbarą, która dysponuje taką samą mocą co Wonder Woman (dzięki spełnieniu jej życzenia). W drugiej potrafi sprawić siłą umysłu, że duży samolot stanie się niewidzialny dla radarów. Jak sama mówi wcześniej, robiła to tylko z filiżanką kawy, a na końcu i tak ją zgubiła.
Długo trzeba także czekać na pierwszy pojedynek pomiędzy Wonder Woman, a Lordem Maksem – następuje to dopiero w 81 minucie filmu – wcześniej mamy nieco długi wątek miłosny. Kiedy ten przemija, w końcu możemy na chwilę poczuć, że znowu oglądamy film akcji. Potem ponowny pojedynek pojawia się w Białym Domu. Tutaj trzeba przyznać, że pomysł, by Lord Max stał się najpotężniejszą osobą w Stanach Zjednoczonych (nawet prezydent USA staje się posłuszny Maxowi) wypadł genialnie.
Co jeszcze drażni podczas seansu WW 2?
Trochę drażni też to, że Diana ranna i wymęczona po walce w Białym Domu nagle cudownie odżywa, by po chwili być gotową na lot w przestworzach niczym jej kolega z tego samego Universum – Superman – oraz finałową walkę.
Chociaż tak naprawdę kres wszystkiemu położył synek czarnego charakteru, chcący, by jego tatuś był ciągle przy nim. Ale co potem? Skoro wszyscy musieli wyrzec się swojego życzenia (które się spełniło), to czy mały Alistair na końcu również się go wyrzeka, by świat wrócił do normalności? W filmie nie miało to miejsca, a przecież niebezpieczeństwo zostanie zażegnane, kiedy wszyscy na świecie wyrzekną się swojego życzenia.
Pomimo tych kilku nieścisłości film oglądało się super. Co prawda trzeba zapłacić za jego oglądanie (od 14,99 dolarów), to i tak cena jak na jeden z największych hitów 2020-2021 jest dość dobra.