Matrix: Zmartwychwstania: recenzja, spoilery, wyjaśnienie

Matrix: Zmartwychwstania to jedna z najdłużej wyczekiwanych premier w 2021 roku. Czym zaskakuje czwarta część Matriksa? Czy warto wybrać się do kina? Zobacz nasza recenzję ze spoilerami, wyjaśnieniem fabuły i zakończeniem.

Matrix: Zmartwychwstania bije rekordy w kinach. Nawet podczas pandemii, najnowsza produkcja Lany Wachowski jest w stanie jeszcze przed końcem 2021 roku zarobić i to sporo. My zaś przyglądamy się w naszej recenzji filmu Matrix: Zmartwychwstania czy warto wybrać się na niego do kina.

“Matrix Zmartwychwstania” to czwarta część legendarnej serii filmowej, która przynosi nową, fascynującą fabułę. Fabuła “Matrix Zmartwychwstania” koncentruje się na powrocie Neo, który ponownie staje przed wyzwaniem ratowania ludzkości. Film pełen jest zaskakujących zwrotów akcji i skomplikowanych wątków, co sprawia, że wiele osób zastanawia się o co chodzi w Matrix. Kluczowym elementem tej części jest zrozumienie, jak nowa rzeczywistość wpływa na bohaterów i jak przeszłość kształtuje ich przyszłość.

Oglądając matrix zmartwychwstania, warto zwrócić uwagę na subtelne wskazówki i nawiązania do wcześniejszych części, co pomoże lepiej zrozumieć pełny obraz fabuły.

Matrix: Zmartwychwstania: zalety

Matrix Zmartwychwstania
Matrix Zmartwychwstania

Kultowy Matrix, a więc pierwsza część filmu powstała w 1999. Był to jeden z najlepszych filmów tamtej dekady. Po wielkim sukcesie jedynki, powstały jeszcze dwie części (Matrix: Reaktywacja i Matrix: Rewolucje. Te dwie ostatnie pojawiły się w kinach 2003 roku. Aż 18 lat przyszło nam czekać od ostatniej części, by zobaczyć, z jakim zagrożeniem zmierzy się tym razem Neo.

Matrix: Zmartwychwstania ma wiele interesujących pomysłów. Przede wszystkim znajdziesz tutaj więcej poczucia humoru oraz odniesienia do aktualnej sytuacji w branży filmowej czy do tego, czy Neo wciąż potrafi latać (na nowo lądując w Matriksie). Okazuje się, że to co wydarzyło się w Matrix 1-3, wydarzyło się naprawdę, jednak to maszyny wygrały. Ponownie “wpakowały” Neo oraz Trinity do kapsuł zasilających złowrogie maszyny. Czyli tak naprawdę cofamy się do początku.

Neo to naprawdę Thomas Anderson, któremu wydaje się, że po prostu żyje w normalnym świecie, a to co “przeżył w matriksie” to po prostu jego wyobraźnia, z której narodziła się kultowa seria gier wideo.  Pomysł z tym, by przedstawić to, co było w Matriksach 1-3, jako po prostu grę komputerową jest świetny (skojarzenie z Free Guy). Niestety do czasu, kiedy Neo zaczyna mieć przebłyski z tego, co przeżył w matriksie. Coraz bardziej jest przekonany, że jego wizje niosą jakąś prawdę.

Jednak największym zaskoczeniem był brak Morfeusza w postaci niesamowitego Laurence’a Fishburna (wydawać by się mogło niezastąpionego w tej roli). W to miejsce szybko “wskoczył” Yahya Abdul-Mateen II, jako Morfeusz, ale o innej twarzy. Jego postać wnosi wiele zabawnych sytuacji. Postać grana przez tego aktora znanego, m.in. z Aquaman albo serialu Strażnicy (Watchmen) to jakby filmowy stand-up. Morfeusz jest bardziej zabawny, w porównaniu do poważnego Morfeusza z 1999 roku. Być może zażył o jedną pigułkę na luzactwo o za dużo 🙂

W interesujący sposób twórcy przypominają kluczowe momenty Matriksów 1-3, w formie obrazów wyświetlanych na ekranie. Dzięki temu widzowie mogą sobie odświeżyć nieco pamięć. Nie każdy miał cza, żeby przed premierą ponownie obejrzeć pozostałe 3 części. Nie wszyscy także pamiętają tak dobrze postacie, które pojawiały się chociażby w 1999 roku.

Oczywiście dla nas te obrazy (tak samo, jak jeszcze dla niczego niepodejrzewającego Tomasa Andersona) to po prostu filmy wideo z gry pt. Matrix (bo przecież nie jest tak, że ludzie żyją w matriksie, a złowrogie maszyny spowodowały upadek ludzkości i traktują ludzi, jako baterie. To wszystko scenariusz gry komputerowej, którą wymyślił Anderson). Prawda?

Finisz: tym razem nie będzie tak łatwo

Matrix Zmartwychwstania
Matrix Zmartwychwstania

Dużym zaskoczeniem było to, że główny antagonista Analityk (Neil Patrick Harris) potrafi kontrolować czas. Teraz wiemy, że Neo jest bezbronny, bo wystarczy spowolnić czas, by uciec przed pięścią Wybrańca i zawsze wygrać każde starcie. Wiedząc to, nie wiemy w jaki sposób Neo może konkurować z tak potężnym wrogiem. Raczej domyślalibyśmy się, że akcja potoczy się podobnie, jak w jedynce, a uzbrojeni w tę wiedzę wiemy, że musi być inaczej.

Matrix: Zmartwychwstania: wady

Olśnienie Neo, kiedy już wie wszystko, wprawia w osłupienie. Jednak oznacza to, jakby poprzednia misja Neo została wymazana i trzeba ponownie postawić się maszynom, stając do finałowego  pojedynku z głównym antagonistą (programem wysłanym do matriksa, by kontrolował Neo – kiedy ten jeszcze nie wiedział, kim jest). To trochę jakby oglądać Prison Break, gdzie główny bohater wydostaje się z najbardziej strzeżonego więzienia w USA, a potem dowiedzieć się, że w kolejnym sezonie, bohater znowu trafia za kratki, i znowu musi “wdrożyć w życie” (ten sam) plan ucieczki.

Niestety Lana Wachowski nie postawiła na oryginalność. Nie ma w tym aspekcie niczego nowego. Ponownie Neo uświadamia sobie, że jest wybrańcem, ratuje Trinity i staje do ostatecznego pojedynku. Zupełnie jak w jedynce.

Jeśli chodzi o postać Analityka (Neil Patrick Harris), to największą wadą jest nagłe odebranie jego mocy przez Neo. Przez cały czas zastanawiamy się, jak Neo rozprawi się z kimś, kto ma kontrolę nad czasem. A tu nagle okazuje się, że jednak miłość Neo do Trinity jest w stanie przezwyciężyć nawet i czas. Takie rozwiązanie jest trochę wzięte z kapelusza, nie uważacie?

Poza tym postać Analityka nie wypada groźnie, a przecież to największy antagonista Matriksa 4. Nawet pojawiając się w roli psychoanalityka Tomasa Andersona, Harris wypada mało przekonująco. Niestety postać zamiast zastraszyć widza, bardziej kojarzy się z Barneyem z serialu Jak poznałem waszą matkę? Postać jest chwilami zabawna, ale Harrisowi trudno uciec od wizerunku cwaniaczka, który przez lata podrywał dziewczyny i wiódł bardzo towarzyskie i luzackie życie (Barney).

Jest jeszcze jedna denerwująca rzecz. Wiadomo, że nie każdy może pamiętać kluczowe momenty z poprzednich części. Jednak tutaj bardzo często wszelkie motywy działań głównych bohaterów są wyjaśniane tak łopatologicznie, że widz tak naprawdę nie musi zastanawiać się “o co chodzi?”, bo wszystko ma podane na tacy, w postaci streszczenia, wypowiadanego przez jednego z bohaterów. Film może “prowadzić za rękę”, byśmy odkryli prawdę, ale musi też coś ukrywać, co my widzowie będziemy odkrywać przez cały film. Jakąś tajemnicę, którą chcemy rozwikłać.

Niestety oglądając Matrix: Zmartwychwstania są momenty, gdzie czuć, że zbyt mocno twórcy starają się za bardzo o to, byśmy się nie pogubili, nie wysilając nas do myślenia. Właściwie bardzo szybko dowiadujemy się kluczowych rzeczy. Neo został na nowo uwięziony w Matriksie i ponownie musi stoczyć walkę z Agentami, by wyzwolić ludzkość.

Trinity (Carrie-Anne Moss) wie, że żyje w Matriksie. Ale czy to usprawiedliwia to, że nagle zapomina, że jej dzieci to przecież dzieci, które urodziła i wychowała (a nie sztuczny byt), że ma męża, którego bardzo kocha i zgadza się wrócić do matriksa? Tylko dlaczego, kiedy już tam jest w ogóle nie zastanawia się, jak uratować jej dzieci i męża ze świata iluzji? Przecież naturalne powinno być to, że po zwycięstwie nad Analitykiem, Trinity “wybudzi” chociaż swoje dzieci (męża może niekoniecznie, bo powróciły uczucia do Neo). A może to faktycznie był sztuczne symulacje. Jednak wtedy to Neo i każda inna postać rownież mogłaby być symulacją, co byłoby zupełnie pozbawione sensu.

I jeszcze jedno. Maszynom chodzi o to, by Tomas żył w nieświadomości, że jest Neo. Widzowie wiedzą, że maszyny nie chcą go zabić. Chyba, że w ostateczności. I tak się dzieje. Neo dostaje kulkę i nagle ponownie budzi się w swoim matriksie. Czyli co? Przez cały czas kibicujemy Neo, by nie dał się zabić, a okazuje się, że maszyny kontrolują także jego życie/śmierć? Czy raczej mogą go unicestwiać, ale nigdy nie mogą go wykasować z matriksa? Bo jeśli to ta pierwsza opcja, to też taki zabieg jest bezsensowny, skoro bohater i tak nie umiera z “rąk” maszyn.

Matrix: Zmartwychwstania: wyjaśnienie, zakończenie

Matrix: Zmartwychwstania kończy się nieco podobnie, co jedynka. Antagonista zostaje pokonany przez Neo, a maszyny odnoszą klęskę. Tym razem Neo po finałowej walce, wciąż jest Wybrańcem i znowu może latać. Jednak tutaj zwycięstwo ludzkości nie jest ukazane, jako tylko i wyłącznie zasługa Wybrańca. Lana Wachowski chciała przede wszystkim pokazać na to, że to duet Neo i Trinity uratowali świat, a Neo bez Trinity nie dałby rady ponownie uratować ludzkość.

Głównym przesłaniem filmu jest to, że miłość potrafi zmienić wszystko i kochając bardzo drugą osobę, jesteśmy w stanie czynić rzeczy niemożliwe. Gdyby podsumować czwórkę, wyszłoby na to, że Lana chciała bardziej podkreślić rolę Trinity. Bez niej, Neo nie odniósłby zwycięstwa. W jednej z końcowych scen to ona trzyma Neo zawieszona w powietrzu (czyżby nagle ona tez mogła latać i zyskała te same nadzwyczajne moce, co wcześniej Neo?)

Szybko okazało się, że bohaterowie Matriksa z 1999 roku nie umarli, tylko zostali ponownie zanurzeni do komór podtrzymujących życie, z których maszyny czerpały energię. Tym razem Neo jest jeszcze bardziej niezwyciężony (oczywiście, dzięki Trinity) i faktycznie, widzowie wiedzą, że maszyny definitywnie przegrały.

Źródło: oprac. własne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *